Smutek to emocja, której możesz zaufać. Jest silniejszy niż wszystkie inne. Przy smutku radość wydaje się chwilowa i niepewna. Smutek trwa dłużej, jest trwalszy i z taką łatwością zastępuje pozytywne uczucia, że nawet nie poczujesz zmiany, gdy znajdziesz się w jego okowach.
Tytuł: Margo
Autor:Tarryn Fisher
– Nie, marzenia nigdy nie są bez sensu. Marzenia to plany; dzięki nim twoje serce zaczyna bić, a kiedy zacznie, zaraz za nim podąża głowa.
W Bone jest dom.
W domu mieszka dziewczyna.
W dziewczynie mieszka ciemność…
Margo nie jest jak inne nastolatki. Żyje w ponurym miasteczku Bone, które przejezdni omijają szerokim łukiem. Swój dom nazywa „pożeraczem”. Jej cierpiąca na depresję matka nie odzywa się do niej i traktuje niczym służącą.
Dziewczyna trzyma się na uboczu, dni spędza w samotności. Wszystko nieoczekiwanie się zmienia, kiedy poznaje Judah – starszego chłopaka z sąsiedztwa. Sparaliżowany, na wózku inwalidzkim, odkrywa przed Margo świat, jakiego dotąd nie znała.
Kiedy w okolicy ginie siedmioletnia dziewczynka, dwójka osobliwych przyjaciół rozpoczyna prywatne śledztwo. W głowie Margo pojawia się desperackie pragnienie, aby wytropić morderców. I przykładnie ukarać… „Oko za oko. Krzywda za krzywdę. Ból za ból”. Rozpoczynając bezlitosne polowanie na zło, dziewczyna nie zdaje sobie sprawy, jaką cenę przyjdzie jej za to zapłacić.
Najbardziej brutalna prawda to ta o nas samych.
– Nie pozwól, by nienawiść cię zniszczyła. Inaczej stracisz duszę.
„Margo”
to książka o której było dosyć głośno jakiś czas temu. Nie przepadam podążać za
tłumem, więc to prawdopodobnie dlatego przeczytałam ją dopiero teraz. Z Tarryn
Fisher spotkałam się wcześniej w „Never Never”, jednak trudno było mi odróżnić
co napisała ona, a co Collen Hoover. Dlatego cieszę się, że mogłam sięgnąć po
tą historię.
Okładka
książki jest czarno – biała, z elementami czerwonego. Przedstawia ona
dziewczynę, a zamiast jej górnej części twarzy jest plątanina linii, które dają
wizerunek mętliku w głowie.
Bone to
miasteczko w którym żyją ćpuny, dilerzy, samotne matki, a wokół tych ludzi
mieszka Margo. Nastoletnia dziewczyna, która nazywa swój dom pożeraczem, musi
patrzeć na to jak ten dom opuszczają nieznajomi mężczyźni przychodzący do jej
matki, która traktuje ją jak służącą czy w niektórych momentach po prostu jak
powietrze. Nie ma wysokiego mienia o siebie. Jednak myślę, że nikt by nie miał
mając taką lub podobną matkę, która traktuje swoje dziecko tak jak traktowana
była Margo. Jednak zmienia się to kiedy poznaje Judaha Granta.
Judah
Grant jest chłopakiem z sąsiedztwa, który jeździ na wózku. Jest on dość
pozytywną osobą, która mimo swojej niepełnosprawności potrafi sobie z tym
poradzić i widzi tego lepsze strony. To
właśnie dzięki niemu Margo zmienia widzenie na otaczający ją świat oraz to, że
chce coś zrobić ze swoim życiem.
Szczerze
myślałam, że głównym wątkiem będzie miłość pomiędzy głównymi bohaterami. Jednak
po tym, gdy siedmioletnia dziewczynka zniknęła, wykreśliłam swoją pierwszą
opcję, a po kolejnych zbrodniach wykreśliłam też inne.
Z każdą zbrodnią odkrywamy coś
nowego, co nas wmurowuje lub nas zadziwia, bo wszystko jest inaczej niż
myśleliśmy. Taką rzeczą jest np. Margo, która jednak ma uczucia, przeżywa ból,
cierpienie czy kocha. Jednak też z drugiej strony okazuje się bezlitosna, bez
wyrzutów sumienia z powodu tego co robi.
Świeżo
po przeczytaniu mogę powiedzieć, że podziwiam tą autorkę. Wybrała sobie temat
nie łatwy, spowodowany sześciominutowym filmikiem na youtubie, gdzie kobieta
bije swoje własne dziecko. To właśnie dlatego Tarryn stworzyła Margo, gdzie
wspomniała o tym w tekście po epilogu. Kobieta potrafiła dobrze manipulować
naszymi umysłami, poruszyć wątek relacji matki z dzieckiem. Bardzo dobrze też
ukazała świat według Judaha i Margo. Osoby chorej i zdrowej, które mają
całkowicie inny pogląd na świat. Coś co na pewno mnie zaskoczyło w książce to
zakończenie, które daje do myślenia.
Zachęcam
do zapoznania się z „Margo”. Książka daje dużo do myślenia oraz znajdzie się w
niej naprawdę dużo wartościowych cytatów. Też zachęcam do zapoznania się z
tekstem po epilogu, gdzie Tarryn mówi o tym dlaczego napisała tą książkę.
To dlatego, że ludzie są zbudowani do życia z cierpieniem. Słabi ludzie pozwalają, by ból ich dusił, doprowadzając do powolnej, emocjonalnej śmierci. Silni ludzie wykorzystują ból, Margo. Używają go jako paliwa.
Żeby być naprawdę szczęśliwą, musisz tego chcieć. Choćby życie ci się skomplikowało, musisz zaakceptować to, co się stało, porzucić ideały i nakreślić nową mapę prowadzącą do szczęścia.
Jeżeli masz depresję bez powodu, osądzają cię.